- Jest pełna mobilizacja co do tego,
by zacząć słuchać Polaków – ogłosiła obejmując urząd premiera RP pani Ewa
Kopacz. W ramach tej mobilizacji poszła się fotografować do Vivy, ustami
ministra Arłukowicza rugała lekarzy a następnie (zostając „polską Thatcher”) podpaliła
Śląsk, by w błysku fleszy „bohatersko” go ugasić (przestając być „polską
Thatcher”). Dużo w tym wszystkim było szumu i wpadek, bardzo mało zapowiadanego
„słuchania” rodaków. Zdecydowanie za mało, jak na z górą cztery miesiące
rządów.
Mam jednak dla Ewy Kopacz dobrą wiadomość. Nadarza
się kolejna okazja, by Polaków wysłuchać. Mówię o członkach i sympatykach Kasy
Stefczyka oraz ruchu spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Prowadzona
przez nich oddolna akcja protestu przeciwko traktowaniu polskich instytucji
finansowych nabiera rozpędu. Do dzisiaj pod petycją i listem do Ewy Kopacz
podpisało się w sumie blisko 25 tysięcy osób. Jestem po ludzku dumny, że tak
wielu Polaków staje w obronie instytucji, w której mam przyjemność pracować,
zwłaszcza, że trudno mi przypomnieć sobie, by ktokolwiek kiedykolwiek bronił na
przykład swojego banku.
Czego się domagają nasi członkowie? Najkrócej rzecz
ujmując: normalności.
Normalne jest bowiem wprowadzanie prawa, które
służy rodzimej gospodarce, a nie ją rozwala. Normalne jest uczciwe, równe
traktowanie wszystkich obywateli i podmiotów gospodarczych. Normalne jest
wreszcie to, że organy państwa działają w zgodzie z dobrymi obyczajami, zaś ich
przedstawiciele kierują się interesem Polaków, a nie własnym widzi mi się i
pielęgnowanymi latami fobiami.
Członkom Kasy Stefczyka tej elementarnej
normalności brakuje. Państwo wprowadziło prawo, które destabilizuje nasz
sektor. Ustawa o skok i późniejsze decyzje uzupełniające zdecydowanie zmieniły
sytuację spółdzielczych kas – narzucono nam mnóstwo obowiązków, nie dając nawet
ułamka odpowiedniego czasu na przystosowanie się do nowych realiów. Mamy być
jak banki, jednocześnie nimi nie będąc. I na dodatek mamy się zmienić
natychmiast. A jak się nie zmienimy, to przejmą nas „prawdziwe” banki. Gdzie tu
równość? Gdzie zdrowy rozsądek?
Na dodatek na „opiekunów” spółdzielczych kas
wyznaczono ludzi, którzy – to wrażenie graniczące z pewnością – po prostu nas
nie lubią. Wystarczy prześledzić kilka ostatnich wystąpień przewodniczącego
Komisji Nadzoru Finansowego Andrzeja Jakubiaka. Kreujący się na technokratę
supernadzorca nie potrafi ukryć emocji. Podnosi głos, szydzi, żwawo gestykuluje
- śmieszy, tumani, przestrasza. No i niech nas nie lubi, jego sprawa. Niech
bardziej ceni banki, żyłujące Polaków do ostatniej złotówki, niech uważa
spółdzielców za nieuków i siermiężnych facetów, którzy nie odnajdują się na
salonach. Tylko niech, na miłość boską, Andrzej Jakubiak gardzi ponad
dwumilionową rzeszą ludzi prywatnie, jako Andrzej Jakubiak, nie zaś jako
Andrzej Jakubiak - prezes Komisji Nadzoru Finansowego…
Ewa Kopacz jest bezpośrednim zwierzchnikiem
KNF, jej podlegają ministrowie. I to
ona, jak nikt inny, może wpłynąć, by ludzie ci (tworzący przecież coś, co
nazywa się „państwem polskim”) zaczęli działać normalnie.
Dlatego zwracam się do pani Kopacz z prośbą, by się
zmobilizowała i przeczytała, co piszą do niej członkowie Kasy Stefczyka. Jeśli w
napiętym grafiku szefa rządu znajdzie się kilka chwil na sporządzenie
odpowiedzi – będzie nam wszystkim bardzo miło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz